Lillehammer skocznia

Data 6 grudnia 2013 roku z całą pewnością przejdzie do historii polskich skoków narciarskich. Tego dnia w konkursie drużyn mieszanych w norweskim Lillehammer zadebiutowała polska drużyna, w skład której weszli Kamil Stoch, Maciej Kot, Magdalena Pałasz i Joanna Szwab.


O ile męska część drużyny jest każdemu Czytelnikowi doskonale znana, o tyle Panie nie miały okazji zaprezentować się szerszej publiczności w zawodach najwyższej rangi. Przed konkursem fakt wzięcia udziału polskich zawodników w tej imprezie był szeroko omawiany i komentowany w mediach - ludzie ze świata sportu snuli najróżniejsze wizje, najczęściej malujące się w samych jasnych kolorach, dotyczące kobiecej części polskich skoków narciarskich. W tamtym czasie skoki narciarskie były ważnym tematem, a to za sprawą rewelacyjnych występów Panów - czwórka Polaków zameldowała się w czołowej "dziesiątce" w konkursie w Klingenthal oraz Krzysztof Biegun był liderem klasyfikacji generalnej Pucharu Świata aż do indywidualnych zawodów w Lillehammer. Wszystko to sprawiło, że informacja ta trafiła do szerokiego grona odbiorców, a co za tym idzie - wzbudziła dosyć duże zainteresowanie.

I kiedy nadszedł dzień konkursu z pewnością wielu kibiców ściskało mocno kciuki na nasze Debiutantki. Rzeczywistość okazała się jednak o wiele bardziej brutalna, niż wcześniej niektórzy zakładali. Joanna Szwab uzyskała odległość 68,5 metra, zaś Magdalena Pałasz wylądowała na 73 metrze. Polska w debiucie zajęła ostatnie, czternaste miejsce. Minęło już nieco czasu od tamtej rywalizacji, pora więc na wnioski.

Pierwszą - i myślę najważniejszą konkluzją - sam fakt wzięcia udziału w konkursie jest bardzo pozytywnym zjawiskiem. Nasze reprezentantki wzięły udział w zawodach najwyższej rangi. Dzięki temu zdobyły bezcenne doświadczenie, które z całą pewnością zaprocentuje w, mam nadzieję, niedalekiej przyszłości.

Konkurs drużyn mieszanych pokazał także różnicę poziomów między naszą kadrą a zagranicznymi reprezentacjami. Obrazuje to ogrom pracy, jaki będą musiały włożyć nasze sympatyczne zawodniczki, po to aby sięgnąć po najwyższe laury. I choć w Soczi Magdalena Pałasz i Joanna Szwab nie wystąpią, to droga na Igrzyska w 2018 roku stoi przed nimi otworem.

Mam również głęboką nadzieję, że ten występ będzie impulsem, który pobudzi inne polskie skoczkinie do treningów i rozwijania swoich umiejętności. Program "Szukamy Następców Mistrza", zapoczątkowany kilka lat temu dziś przynosi wymierne efekty - liczę na podobne ożywienie w kobiecej części skoków narciarskich.

I choć zawody drużyn mieszanych zakończyły się słabym wynikiem, to występ naszych Pań oceniam jak najbardziej pozytywnie. Należą się podziękowania naszym Zawodniczkom za chęć podjęcia walki z najlepszymi i mam głęboką nadzieję, że ten konkurs zmotywuje je do dalszych treningów i pracy nad doskonaleniem swoich umiejętności. Ostatnie miejsce w debiucie to absolutnie nie jest powód do złości czy rozpaczy - w końcu nikt (lub prawie nikt) nie odniósł sukcesu w swoim pierwszym występie. Należy wziąć pod uwagę także czynniki pozasportowe, takie jak stres, który zwłaszcza w tym sporcie bywa paraliżujący, a nie motywujący. Z pewnością wielu z nas pamięta występy licznych skoczków-debiutantów, którzy z bijącym sercem i spoconymi rękoma zasiadali na belce startowej, po czym oddawali niezbyt udany skok.

Skoki narciarskie to bardzo młoda dyscyplina sportowa, która niesamowicie dynamicznie się rozwija. Zaledwie na przestrzeni kilku lat dokonał się postęp o co najmniej epokę. Ale to już jest temat na inny artykuł. Ja tymczasem dziękuję za poświęcony czas i do zobaczenia w następnym felietonie.

Wojciech Piasecki