No i w końcu zobaczyłem słynną górę Holmenkollen…
Wjeżdżając samochodem na górę, mijaliśmy po drodze mnóstwo nartorolkarzy, biegaczy i rowerzystów. Trochę mnie zszokowało jak chłopaki pługiem na nartorolkach klasycznych zjeżdżali z góry. Góra dość stroma i kręta, dla porównania mniej więcej jak główna ulica w Karpaczu. Również tak ruchliwa. Ale odniosłem wrażenie, że to zupełnie normalne zjawisko …
Kiedy dojechaliśmy na szczyt, jako pierwsza przywitała nas skocznia. Niesamowita konstrukcja. Z boku do złudzenia przypomina szkielet wielkiego dinozaura, może o to właśnie chodziło architektom? Od czubka rozbiegu na skoczni do samego dołu była rozciągnięta stalowa lina.
Po tej linie można było zjechać w dół i poczuć mniej więcej to, co czują skoczkowie podczas każdego skoku.
Obok skoczni znajduje się stadion biathlonowy z trybunami, gdzie właśnie trwały prace remontowe. Tuż pod skocznią znajdował się wielki telebim, na którym można było zawiesić oko i zobaczyć jak to miejsce wygląda zimą …
Oczywiście nie mogło tam zabraknąć rolkostrady, którą niezwłocznie przetestowałem. Całość rolkostrady na oko mogła mieć ok. 2, 5 km. Bardzo strome podbiegi i sporo krętych, szybkich zjazdów , świetnie wyprofilowanych przez co dość bezpiecznych . Jeśli chodzi o proste odcinki, to jest ich najmniej. Trasa bardzo ciekawa i świetna na typowy interwałowy trening.
Kilka dni po mojej wizycie na górze, mój kolega minął na drodze Therese Johaug z grupą biegaczek. Mam nadzieję, że ja też będę miał jeszcze okazję ją spotkać. Teresa ma dom na Holmenkollen i jest tam częstym bywalcem.
Zbyszek Galik