staręga maciej

Wydawać by się mogło, że niby po sezonie, niby nieco spokojniejszy okres w życiu zawodnika, a tak w zasadzie intensywność obowiązków jest dużo większa. W głównym okresie przygotowawczym sprawa jest prosta - rozruch, śniadanie, trening, obiad, krótki odpoczynek, kolejny trening, kolacja i zajęcia wieczorne. W sezonie też podobnie głównie zawody, ściganie się, jedzenie, odpoczynek i spanie. Za to maj to istne szaleństwo.

 

Trzeba w końcu nadrobić wszystkie sprawy, na które nie było czasu w sezonie. Powracają obowiązki uczelniane (akurat w moim wypadku), trzeba zadbać o regenerację. Nie można też zapomnieć o treningu wprowadzającym, żeby na pierwszy obóz nie pojechać „z łóżka”. Gdy całkowicie odpuścimy trening to początkowe dni pierwszego zgrupowania mogą nas „zabić” (czyt. dużo kosztować nasz organizm). Poza tym w maju jest czas by uporządkować sprawy bankowe, listowe, urzędowe. Mnożą się też zaproszenia na okolicznościowe imprezy sportowe, czy szkolne apele. Nie wszędzie można być, ale do obowiązków zawodnika, należy również dzielenie się swoimi doświadczeniami i wiedzą na temat sportu z młodymi ludźmi.

 

Jak więc wygląda u mnie taki majowy dzień pracy?

 

Pobudka o 7. Nie lubię długiego leżenia i rozbudzania się. Gdy dzwoni budzik, wstaję w zasadzie automatycznie. Poranna toaleta i trzeba sobie zrobić śniadanie. W końcu nie jestem na obozie i nie mam jedzenia czekającego na mnie na stołówce. Robię, więc jakiegoś omleta, zjadam i lecę na 8 na hydromasaż. Potem w zależności od rozkładu zajęć albo realizuje trening, albo uczestniczę w jakiś uczelnianych ćwiczeniach. Koło 12.30 rozglądam się za drugim śniadaniem. Po nim chwila nauki, lub załatwiania spraw w dziekanacie. Wszystko na szybko, bo około 14 zaczynają się zabiegi krioterapii. To też forma posezonowej odnowy, zaleczania kontuzji i regeneracji stawów.  Po schłodzeniu kości w temperaturze poniżej minus 100 stopni Celsjusza trzeba sobie wynaleźć jakiś obiad. W zależności od sytuacji albo zjadam na mieście, (raczej unikam fast foodów i dbam o to by mój posiłek był dobrze zbilansowany) albo wpadam do siostry, która zawsze ma jakieś dobre danie „PALEO”. Niekiedy załapie się na posiłek do przyjaciół, czy znajomych, a czasem, ale to rzadko gotuje sobie sam (zrzucę to na brak czasu). Po obiedzie przeważnie czekają na mnie dalsze obowiązki uczelniane, albo praca na komputerze. Gdy jest czas i odpowiednia godzina wyskoczę jeszcze na miasto kupić jakieś jedzenie na kolejny dzień. Następnie kolacja. Wieczorem zdarzają się spotkania z przyjaciółmi. Często wykorzystuje ten czas na naukę, czy organizację kolejnego dnia, a czasem idę na ściankę wspinaczkową. Koło 23 padam do łóżka, bo przecież następnego ranka budzik znowu zadzwoni.

 

To jest taki mocno uśredniony dzień w maju. Jak wspomniałem wcześniej, czasem jadę do szkoły na spotkanie z młodzieżą, czasem jestem zapraszany do nagradzania zwycięzców w różnego rodzaju zawodach, a czasem odwiedzam rodzinne strony. Ogólnie nie ma co narzekać, tylko tego leżenia na kanapie niekiedy mi brakuje.

 

Maciej Staręga