Starega Maciej

Po biegu na 15km w Szwajcarii zakończyłem swoją tegoroczną przygodę z Tour the Ski.  Jakie ono było? Dla mnie na pewno bardzo udane, ale nie perfekcyjne...

 

Zaczęliśmy prologiem w Oberhofie. Pogoda była fatalna, choć do tego byłem przyzwyczajony z poprzednich lat. Nie nastawiałem się jakoś specjalnie na ten dystans. Oczywiście chciałem pobiec jak najlepiej. Mając jednak doświadczenie wiedziałem, że to nie jest mój ulubiony bieg. Starałem się jak mogłem i wyszło 40 sek. straty – trochę za dużo jak na otwarcie TdS. Trzeba było przeanalizować start i skupić się na sprincie, który odbywał się następnego dnia.

 

29 grudnia pogoda była jeszcze gorsza - deszcz, mokry śnieg, mgła... to cały Oberhof. Wychodząc na bieg kwalifikacyjny wiedziałem, że będzie trzeba się mocno starać, żeby wskoczyć do 30-tki, bo startujący na początku stawki mieli dużo lepsze warunki. Nam zaczął padać mokry śnieg który mocno spowolnił jazdę. Na szczęście ledwo ledwo, ale udało się.

 

Wiedziałem, że jak już jestem dalej to mogę powalczyć o dużo lepsze miejsce. Półfinał był do osiągnięcia. Przeszkodzili mi Kanadyjczycy. Najpierw na pierwszym zjeździe Kershaw przejechał mi po nartach i przez to spadłem na ostatnie miejsce. Potem nie było gdzie wyprzedać na wąskiej trasie. Za to na końcu gdzie czułem się mocny na finiszu nie miałem miejsca, żeby wygrać z Harveyem. Tym samy zakończyłem zawody. Na szczęście na następny dzień po podróży, obudziłem się w pięknym regionie Szwajcarii – Lenzerheide.

 

Tutaj czekały na mnie cudowna pogoda, dobre trasy i fajne warunki. Czułem, że w sprincie stać mnie na dobry wynik i gdy odpadłem w ćwierćfinale byłem strasznie zawiedziony i zły na siebie, że nie udało mi się przejść dalej. Wiedziałem, że w tym dniu stać mnie było na finał. Kwalifikacje były do wygrania. W zasadzie 2 sek. które straciłem do zwycięzcy były wynikiem mojego potknięcia. Gdyby ktoś przed sezonem dawał mi takie miejsce w PŚ brałbym w ciemno, a ja byłem zawiedziony. Właśnie dlatego, że czułem, że stać mnie było na dużo lepsze miejsce. Jednak taki jest sprint – nieprzewidywalny.

 

Jeżeli chodzi o bieg na 15 km klasykiem to ewidentnie 1 stycznia nie był dla mnie dobrym dniem. Chyba najsłabszy bieg w sezonie, a szkoda bo przy dobrej dyspozycji można było zrobić dobry wynik. Teraz jestem już w Novym Meście, gdzie przygotowywać się już będziemy do kolejnego PŚ po TdS.

 

Pozdrawiam wszystkich czytelników

 

Maciej Staręga