Krężelok

- Trochę go pociągnęliście za język, wyjaśniliśmy sobie później wszystko – powiedział trener męskiej kadry Janusz Krężelok na pytanie o zarzuty stawiane mu przez jego zawodników. Konflikt zażegnany?

 

Męska kadra biegaczy, za wyjątkiem notującego stały progres Macieja Staręgi, spisuje się w tym sezonie poniżej oczekiwań. Zawodnicy w Pucharze Świata zajmują odległe lokaty i stanowią tło dla czołówki, która walczy nawet nie o zwycięstwa, a o punkty do klasyfikacji generalnej. Nikogo z biało-czerwonych forma nie satysfakcjonuje, czego wyraz po biegu na 15 kilometrów techniką klasyczną dał Sebastian Gazurek. - Do dupy taka robota, nawet nie wiem, po co tutaj przyjechałem. Nie jesteśmy przygotowani i oczekuję po sezonie zmian – mówił w ogólnym skrócie zawodnik z Istebnej, którego słowa poniekąd potwierdził lider naszej ekipy Maciej Staręga. Sprinter przyznał wówczas, że przez lato narciarze trenowali bardzo ciężko, jednak zabrakło rozróżnienia specjalizacji, pod które poszczególni kadrowicze powinni się nastawiać. - W 99 procentach robiliśmy wszyscy to samo, nie dziwi mnie rozczarowanie chłopaków – przyznał siedlecki biegacz i ostrzegał dziennikarzy, że w sztafecie może być ciężko o dobry wynik. Nie pomylił się – nasi pokonali dwadzieścia z zaplanowanych czterdziestu kilometrów.

 

- Kompromitacja? - zapytał wprost Janusza Krężeloka dziennikarz Polskiego Radia Tomasz Zimoch. Szkoleniowiec stwierdził, że występ naszych w biegu rozstawnym był do przewidzenia, choć faktycznie aż tak wczesne z niego odpadnięcie nie daje powodów do dumy. Tłumaczył to ogólnym brakiem „dystansowców” w Polsce. - To nie jest tak prosto zbudować coś z niczego. Potrzeba na to sporo czasu i przemyślanej pracy – powiedział były sprinter i zaznaczył, że to wcale nie było tak,

 

- Ja stanę za chłopakami i tak muszę wziąć wyniki na swoje barki, natomiast wiem, że atmosfera wokół naszej pracy i opinie o niej są złe. Przykro jest mi słuchać, że nic nie biegamy, że się cofamy w rozwoju, bo to nie jest do końca prawda. Stawiamy drobne kroki, ale nie zawsze będzie to zauważalne od razu. Dobrego dystansowca nie robi się w rok lub dwa – uważa Krężelok, czym odpowiedział na zarzuty postawione mu po biegu na 15 kilometrów przez rozgoryczonego swoją tegoroczną postawą Sebastiana Gazurka. Trener stwierdził, że dziennikarze pociągnęli narciarza za język, co okazało się strzałem w dziesiątkę po biegu, który Sebastianowi nie wyszedł. - On sam uznał później, że niepotrzebnie się uzewnętrznił, ale emocje czasem biorą górę, takie jest życie – skwitował były wielokrotny mistrz Polski.

 

Krężelok: - Trzeba podjąć działania, żeby błędy się powtórzyły. Mieliśmy duże obciążenia treningowe, a po sukcesach Maćka Staręgi reszta bardzo chciała go dogonić i jeszcze sobie dokładali w wierze, że to dobry kierunek. Szybko chcieli doskoczyć. Na początku szło świetnie, bo porobili życiówki w sprawdzianach, wszędzie lepsze wskaźniki, ale w pewnym momencie okazało się, że przesadziliśmy z pracą, zwłaszcza z intensywnością.

 

Szkoleniowiec zauważył, że droga do zdobycia wydolności i siły na tyle, by liczyć się na świecie, jest długa i trwa co najmniej kilka lat. - Tak było między innymi ze mną i sądzę, że podobny los czeka naszych chłopaków. To są jeszcze młodzi chłopcy i wiadomo, że oni chcieliby w sezon-dwa wskoczyć na podium. A tu trzeba chłodnej głowy, to taka specyfika sportów wytrzymałościowych. Jeśli to zrozumieją, może być dobrze w kolejnych latach – przewiduje Krężelok i przyznaje, że Sebastian Gazurek miał podobne treningi, co Staręga, ale to dlatego, że również był przygotowywany pod sprint, zwłaszcza klasykiem. Tej zimy jest już i tak zbyt późno na korekty, bo forma biegaczy jest wykuwana przez lato, ale według zapewnień szkoleniowca przyszły rok ma już być lepszy wynikowo. - Skorygujemy przygotowania nauczeni tegorocznym fiaskiem – zapewnił dziennikarzy i uchylił rąbka tajemnicy, co do atmosfery panującej w szatni. - Ostatnio usiedliśmy i wiele sobie wyjaśniliśmy. Myślę, że atmosfera w szatni poprawi się. Najłatwiej byłoby tu przyjechać z Kreczmerem i Staręgą, mieliby 8. miejsce - dziękuję. Dziewczyny medal - dziękuję. Super. Ale co oni mają robić, ta reszta? W ten sposób nie wyjdziemy z dołka, jeśli chcemy, żeby nie jeździli na takie zawody. Sebastian miał tutaj cel, przyjechał powalczyć w sprincie i malo brakowało i by się mu to udało. Jestem daleki od rozniecania atmosfery, która się wokół polskich biegów w tej chwili wytworzyła. Taka nagonka niczemu nie służy, tutaj trzeba spokoju i zrozumienia - powiedział szef męskiego zespołu.

 

Janusz Krężelok jest zdania, że aby coś się w naszych biegach zmieniło, wielu zainteresowanych musiałoby usiąść i zastanowić się nad systemem szkolenia. Bo z garstki będących daleko w zawodach dzieci juniorów chce się w nagle zrobić w Polsce wygrywających w Pucharach Świata. - A to chyba coś nie po kolei? - zakończył pytając retorycznie.

 

Z Falun, Michał Chmielewski